piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 11

**Lena**

Pip-pip-pip! Nieee! Znów budzik. Po wczorajszym dniu moje uczucia były mieszane z jednej strony Max , z drugiej Liv...Max , jego uśmiechem od razu się zarażałam , dotyk powodował dreszcze , zapach wywoływał zawroty w głowie , pocałunki motylki w brzuchu. Olivia , było mi strasznie źle , nie wiedziałam gdzie jest , co się z nią dzieje. Martwiłam się. Moja Biedna Liv... Wstałam z łóżka i zahaczając o szafkę podreptałam do łazienki.
'Nic jej nie jest . Jestem tego pewien'- powtarzał mi George , odwożąc mnie wczoraj do domu , a ja w duchu myślałam ' Obyś miał rację' . Wytarłam się , ubrałam i zeszłam na dół. Sugar spała na fotelu. Nalałam jej do miseczki wody oraz nasypałam karmy , w która zaopatrzył mnie autor niespodzianki. Wyjęłam z szafki batonik i jak zawsze zaczęłam go jeść , następnie podeszłam do torby. Wzięłam ją i wyszłam z domu zamykając drzwi. Skierowałam się w stronę pracy myśląc o wszystkim. Mój pies był trochę jak kot, miał kuwetę. Musiała ja mieć gdyż ja dużo czasu spędzałam w pracy więc nie miał kto z nią wychodzić. W biurze zapaliłam światło i patrzałam co mam na dzisiaj w planie , czyli : dokończyć menu na imprezę urodzinową oraz ustali wygląd zaproszeń na urodziny Belli.

*Godzinę później *

Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę- powiedziałam i odłożyłam na bok papiery.
-Dzień dobry-w drzwiach pojawił się ten marudny chłopak .Odetchnęłam i odpowiedziałam mu to samo. Zaczęliśmy ustalać jadłospis , miał dużo uwag . W końcu , po pół godzinnej dyskusji wszystko było ustalona.
-Może poszłabyś ze mną na lunch ?- zaproponował.
-Po pierwsze nie przeszliśmy na ''ty'' , a po drugie nie mam czasu- nie miałam zamiaru nigdzie z nim iść.
-Może następnym razem?-upierał się.
-Może- nie byłam w humorze na dyskusję i chciałam się go jak najszybciej pozbyć.
-Do zobaczenia- puścił mi oczko i wstał. Zaczęłam szukać odpowiedniej restauracji , z której można by zamówić jedzenie. Wybrałam numer do pierwszej. Niestety okazało się że nie mają niektórych potraw listy. Była także możliwość zamówienia połowy w jednej restauracji , a reszty w drugiej. Nie , to odpada. Podwójne koszty. Wybrałam numer kolejnej , w tej z kolie nie było deserów. Do trzech razy sztuka , kolejny numer. W tej było już wszystko , więc omówiliśmy termin. Rozłączyłam się a do biura wszedł listonosz. Z listem poleconym , podpisałam i zaczęłam czytać. Była w nim propozycja. Oparłam się wygodnie o fotel i zaczęłam się nad nią zastanawiać. Była ona od jednej z lepszych firm miałabym zajmować się tam , tym co tutaj ale dla nich. Tutaj nikt nie miał nade mną władzy , jeśli popełniłam błąd nikt (chyba że ja sama sobie) nie wypominał mi tego . Cała kasa którą dostawała za zlecanie była dla mnie , oczywiście odliczając : koszty imprezy np. muzyka , katering , sala. Musiałam tez odliczyć z tego koszt wynajmu biura oraz prąd. Plusy : Nie płaciła bym właśnie za biuro , wypłata byłaby stała (tutaj zależała od liczy zamówień) , zajęłabym się jedynie organizacją czyli zero martwienia się o faktury, ktoś do pomocy. Zawirował mój telefon :
Dzisiaj nie przyjadę , mamy do załatwienie sprawę z chłopakami. Przepraszam xx
Oczywiście była od Maxa , odpisałam :
Ok
Szkoda , ale zrozumiałam to . Chwilkę później znów zabrzęczał :
Jutro ci to wynagrodzę , zobaczysz
Nie odpisałam . Czekałam jeszcze na Bellę , godzinę po sms'ie od chłopaka , zadzwoniła że nie ma dzisiaj czasu więc szybciej mogłam wrócić do domu. Gdydoszłam musiałam wyjść z psem , Sugar pobiegała sobie i wróciłyśmy do domu. Usiadłam na kanapie i zaczęłam myśleć o Liv , najgorsze z możliwych scenariuszy przewijały mi się przed oczami

**Olivia**
Moje plany chyba legną w gruzach. Przez cały czas któryś z nich jest ze mną w jednym pokoju. Boże, czemu nie mogę znać karate? Postanowienie na okres po wakacjach. Zaczynam trenować karate, albo gadam z wujkiem. Niech on mnie boksu nauczy i nie będzie tak łatwo. Usłyszałam tylko głośne
-Ej! Dzwoń do dupka, że ma zostawić okup!
- OK! Ale chodź tu, pora się jej pozbyć...
- Oj, coś ci się uroiło - pomyślałam i zaczęłam rozcinać sznur, którym miałam związane ręce. Jest! Teraz tylko nogi i uciekam. Gościu wyszedł. Mam mało czasu, rozwiązałam już nogi. Otworzyłam drzwi z mocnego kopa i wybiegłam. Okazało się, że znokautowałam tym gościa, który miał mnie pilnować. Wyciągnęłam pistolet z jego kabury oraz kluczyki do wozu. Wybiegłam na dwór. Tam przez telefon na około pięć metrów od auta stał gościu gadając z Birdem, a ja byłam równo metr od auta. Wiedziałam, że zdąży wbiec do auta. Postrzeliłam go w nogę i wsiadłam do samochodu. Z piskiem opon wyruszyłam. Po drodze w lesie wyrzuciłam pistolet, najpierw go wycierając. ' Pozbądź się pistoletu. Jeżeli nakryją cię z nim bez zezwolenia nawet najlepszy prawnik cię z tego nie wyciągnie, zwłaszcza, że wcześniej go użyłaś.' . Wiele razy mi to powtarzali. Szanująca się rodzina mundurowych nie będzie pozostawiać bezbronnej córki. Wyjechałam z lasu. Okazało się, że jestem niedaleko mojej rodziny, w Manchesterze. Wóz zostawiłam w lesie i pieszo ruszyłam do domu. Jutro mnie odwiozą, ale muszę zadzwonić do Birda. Już po moim telefonie, więc cóż trzeba pożyczyć go od Danniego , braciszka. Jak mu się pochwalę , że jego nauka w las nie poszła... Wyczuwam niedzielny obiad w środku tygodnia. Zapukałam do drzwi. Otworzył mi mój ojciec, wyglądał inaczej, jakby wiedział o wszystkim i to przeżywał, ale to nie możliwe. Jay ani Liv na pewno do niego nie dzwonili, chyba że porywacz? 
- Witaj Olivia! Martwiłem się o ciebie, wejdź
- Cześć tato, czemu?
- Nie udawaj , że nic się nie stało. Dzwonili porywacze, jak chcesz pogadać z Dannym to jest u siebie, Karen nie ma.- Karen to żona brata, dobrze że jej nie ma bo chcę z nim na osobności pogadać. O dziwo wszyscy o tej godzinie w domu, dziwne. Czyżby aż taki spokój w pracy? Niemożliwe, chociaż nie ma Jordana. Trochę głupio... Tak samo jak śmierć trzeciego z Rose'ów. Dlatego nie kazali mi iść na studia detektywistyczne...
- Dzięki, pogadamy o tym potem? Chcę z nim teraz pogadać i mu podziękować - skierowałam się do pokoju Dannego. A więc zadzwonili i do ojca? Super... No to mogę pomarzyć o powrocie do Londynu. Przecież tam miałabym całodobowy nadzór... Nie no wręcz świetnie ! - pomyślałam. Podeszłam do drzwi i zapukałam. Usłyszałam ciche 'wejdź'. Więc weszłam.
- Czeeeść Danny - powiedziałam. Widziałam jak grzebie coś w szafie, pewnie wyciągał albo chował pistolet, ale po co? Na mój widok zamknął ją i usiadł na łózku
- Hej siostra. Nic ci nie jest? Właśnie miałem wyjeżdżać. Ojciec mi powiedział - poklepał miejsce obok siebie na łóżku, usiadłam. Przytulił mnie. - miałem jechać cię szukać, bo oczywiście ojciec ma nadajnik gps w twojej komórce, o czym nie wiedziałaś, bo on oczywiście musiał się 'ubezpieczyć'. Ale słyszał jakiś strzał w tle co to było??
- No a jak myślisz? Twoja zdolna siostra słucha rodziny i się broni. Co jak co ale głupek powiedział mi plan, więc miałam czas na zastanowienie się co robić. Ależ oczywiście, miałam przy sobie scyzoryk, więc rozcięłam sznury, wybiegłam otwierając z impetem drzwi , czyli nokaut jednego z 2, za twoją lekcją zabrałam mu pistolet - zaschło mi w gardle, wskazałam na butelkę wody, której w ustach kilka godzin nie miałam - mogę?
- Pewnie - podał mi ją - Czyli czegoś cię nauczyliśmy? Czyli wnioskując to ty strzeliłaś tamtemu gościowi, żeby zgarnąć auto i uciec, taaak? W serce czy tylko postrzeliłaś go w nogę?
- Wszystko się zgadza, w nogę. Wiesz, że ja to nie ty, ja nie umiem zabić z zimną krwią, chodziło mi tylko o to , żeby nie złapał mnie - odpowiedziałam. Rozmawialiśmy jeszcze przez jakiś czas. Potem poszliśmy na obiad, tam nazmyślałam synom Dannego, że mam małe wakacje bo oczywiście powiedziałam bratu i o utracie pracy. Potem do wieczora rozmawiałam z Jordanem i ojcem, byli zadowoleni, że pamiętałam ich szkołę. Plus stwierdzili, że dobrze, że chodzę z Birdem. Oczywiście musieli mi pojechać po nowy telefon , bo nie byli by sobą. Prawdę mówiąc skończyliśmy rozmowę około 2 w nocy i nie chciałam już dzwonić do nikogo, później uświadamiając sobie, że na pamięć znam tylko numer Maxa. Zasnęłam.

Jordan przywiózł mnie do domu, gdzie uświadomiłam sobie, że nie mam kluczy do domu, więc pojechaliśmy po nowy zamek i wszystkim się zajęliśmy. Potem zawiózł mnie do chłopaków. Po drodze zadzwoniłam do Maxa. Był taki przestraszony. Kiedy zajechaliśmy okazało się, że ktoś zrobił napad na chłopaków i żywy został tylko Max, który był na zakupach. Na stoliku była kartka
Uciekłaś? No to my załatwiliśmy to prościej, odwróć się.
Odwróciłam się i zobaczyłam Maxa z nożem w sercu, i pistolet wymierzony w moją stronę. Poczułam się dziwnie, upadłam. Przed zamknięciem oczu zobaczyłam tylko Lenę płaczącą nad Maxem...

Obudziłam się. Na szczęście to był tylko sen. Spojrzałam na zegarek. Była 5 nad ranem. Zeszłam na dół, żeby wypić mleko z miodem. To zawsze mnie uspokajało. W kuchni zobaczyłam, że siedzi również mój ojciec.
- Ty też nie możesz spać? - spytałam i usiadłam przy stoliku.
- Tak, też chcesz mleka z miodem?
- Poproszę, co cię męczy tato?
- Jakoś ta myśl, że mogłaś już nie żyć, tak jak Joe, to mnie jakoś dołuje - posmutniał
- Ale jestem tu, żyję ! Wasza nauka nie poszła w las. Z resztą, gdybym nie słuchała Aleksandra, tego którego tak nie lubicie, to faktycznie byłoby źle. Ale wiesz, ja mam wyczucie czasu - zaśmiałam się
- No fakt - uśmiechnął się, podał mi kubek z mlekiem i usiadł obok mnie - a pamiętasz, jak pokłóciłem się z moim kierownikiem, o to, że on chciał ci dać ochroniarzy, kłóciliśmy się na korytarzu... A ty wychodziłaś skądś i uderzyłaś go drzwiami w nos? - zaśmiał się
- Taak, dobrze wiedziałeś, że umiem sobie poradzić - rozmowa przeciągnęła się do 8. Wtedy poszłam do mojej starej szafy i wyciągnęłam z niej czarne rurki i białą luźną bluzkę. Poszłam do Donniego, miałam zamiar zrobić kawał chłopakom.
- Hej Don, a Karen nadal jest charakteryzatorką? - wyciągał broń i odznakę
- Tak, a co? Ty coś kombinujesz mała... - spojrzał na mnie
- A mogłaby mnie ucharakteryzować na masakrycznie pobitą, krew siniaki i w ogóle?
- Taak, niech zgadnę, chcesz ich wszystkich nabrać, taaak?
- Tak, słuchaj. Czy ojciec nie ma zamiaru przydzielić mi jakiś szpiegów czy coś w ten desen, wiesz o co chodzi... - wiedziałam, że on teraz mnie bez ochrony nie puści...
- Tak, Jordana jako detektywa z jakimś gościem, ale jak się wygadasz to masz porwanie ode mnie jasne? - pogroził, wyciągnął telefon i wysłał do kogoś SMS
- Jasne, jak to że siostra posadzi tych gości w pace, bo ty znajdziesz dowody plus moje zeznania. No cóż, myślałeś, że nie będę wiedzieć? Pamiętaj, że członek rodziny Rose wie wszystko
- No ok, czekaj - sprawdził telefon - Karen będzie za 3 minuty cię ucharakteryzować - uśmiechnął się - masz małą kamerkę, prześlij mi później ich miny - podał mi zegarek - no co? Ojciec mi to kupił, a to damskie - zaśmiał się
- Dzięki, to odwieziesz mnie i jedziesz do pracy?
- Nie, mam wolne. A co? Może broń będzie potrzebna - rozmawialiśmy przez jakiś czas. W między czasie przyjechała Karen i odwaliła kawał dobrej roboty. Następnie podróż do Londynu. Dan zawiózł mnie do chłopaków. Zapukałam. Drzwi powoli się otwierały
- Dzień dobry, nie chcemy gości , nic nie kupimy - powiedział smutny Tom
- Hej, no to ja jadę do rodziny, jak mnie nie chcecie -  w końcu otworzył je do końca
- Liv ! - przytulił mnie - myśleliśmy, że cię stracimy. - ścisnął mocniej, dla efektu syknęłam z bólu - idź do pokoju , zrobię ci herbaty , potem opatrzymy rany.- poszedł do góry, a ja do salonu. Usłyszałam tylko głośnie ' Odpierdol się Tom! Nie nabierzesz mnie znowu, że Olivia przyjechała! Dzwonili, że ona już nie żyje, rozumiesz?! ' potem tylko ' Jak nie chcesz, to nie. Ja idę jej herbatę zrobić. '


-----------------------------------------------------------------------------
Co myślicie ? Kolejne rozdziały będą się ukazywały co dwa tygodnie. Przepraszamy , ale każda z nas ma swoje sprawy oraz szkołę <która zabiera bardzo dużo czasu> ...


1 komentarz: